czwartek, lutego 02, 2006

Do czego nie jest potrzebne nam państwo?

Jakże często zdarza mi się słyszeć narzekanie ludzi na nasze państwo. Ludzie narzekają z różnych powodów, a to ktoś nie dostał renty (a jakiś jego znajomy, będący w takiej samej sytuacji, rentę dostał), a to kogoś wzywają do urzędu w jakiejś błahej sprawie, a to państwowe służby po raz kolejny nie odśnieżyły dróg... Ludzie narzekają na państwo, ale kiedy pytam ich, po co w takim razie to państwo jest im potrzebne, patrzą na mnie z politowaniem. Potrzeba istnienia państwa wydaje im się być tak oczywista, jak fakt, że 2 razy dwa jest 4. Przecież gdyby nie państwo, kto płaciłby im renty, emerytury, kto by się nimi opiekował?

Nie podzielam takiego punktu widzenia. Uważam, że nasze państwo wtrąca się - często zupełnie niepotrzebnie, a nawet ze szkodą dla nas - w wiele dziedzin, w których poradzilibyśmy sobie zupełnie dobrze bez tej "pomocy". Przykładem tego może być postawa ludzi w sytuacjach różnych tragedii.

Sięgnijmy choćby pamięcią do tzw. powódzi tysiąclecia, która miała miejsce w lipcu 1997 roku. Zalanych zostało wówczas wiele miast i wsi na Opolszczyznie i Dolnym Śląsku. Mieszkałem wówczas w Strzelcach Opolskich, które są położone na wzniesieniu, więc w moim mieście żadnego zagrożenia nie było. Ale zostało zalane Opole (w którym wówczas pracowała moja matka i w którym uczyło się wówczas kilku moich znajomych), jak również Koźle (część Kędzierzyna-Koźla, w którym to mieście właśnie skończyłem naukę w technikum i miałem wielu znajomych). Tragedia ta działa się więc bardzo blisko mojego miejsca zamieszkania.

To, na co chciałbym teraz zwrócić uwagę, to spontaniczna ofiarność ludzi, którzy zdecydowali się nieść pomoc potrzebującym i doświadczonym przez silniejszy od człowieka żywioł. Ludzie ofiarowywali żywność, lekarstwa, odzież i koce dla powodzian. Zorganizowaniem takiej pomocy zajęli się zwykli ludzie, którzy zdecydowali się poświęcić na to swój czas. Nikt ich do tego nie zmuszał, nikt im za to nie płacił. Jedynym, na co mogli ci ludzie liczyć, było zwykłe, ludzkie "dziękuję".

Jakże to spontaniczne zachowanie ludzi w obliczu tragedii kontrastowało z niektórymi działaniami podejmowanymi wówczas przez państwo... Państwo, które zawiodło w odpowiednim przygotowaniu wałów przeciwpowodziowych (wały te nie powstrzymałyby oczywiście wody, lecz mogłyby opóźnić jej nadejście i zmniejszyć rozmiar tragedii), zawiodło w zapewnieniu nowych domostw dla wielu powodzian, którzy w wyniku tej tragedii stracili dobytek całego życia.

Tragedii, która miała miesce w ostatnią sobotę na VII Międzynarodowych Targach Gołębi Pocztowych w Katowicach, nie można porównywać do tzw. powodzi tysiąclecia. Zginęło w niej więcej ludzi, straty materialne nie były jednak tak duże, lecz któż myśli o tych stratach, skoro wiadomo, że na życie ludzkie ceny, niestety, nie ma...

Tragedia jest jednak tragedią. To, co się działo w ostatnich dniach (i - w co nie wątpię - to, co się będzie działo również w tej najbliższej przyszłości, w nadchodzących dniach), jest kolejnym przykładem tego, w jaki sposób ludzie reagują na nieszczęście.

Państwo zareagowało dosyć szybko (wszakże zdecydowanie łatwiej jest "walczyć" z zawalonym dachem, niż z nieposkromioną wodą) i na miejsce tragedii przybyli najwyżsi rangą przedstawiciele rządu (premier oraz ministrowie), pojawił się również prezydent. Stwierdzili jednak, że zbyt wiele do roboty tam nie mają. Ludzie zorganizowali się błyskawicznie sami. Ratownicy z różnych służb (strażacy, lekarze, pielęgniarki, policjanci, wojsko) wzięli się do pracy nie czekając na jakiekolwiek polecenia "z góry", z Warszawy. Ludzie przyszli do pracy w sobotę w nocy, przy siedemnastostopniowym mrozie, aby nieść pomoc wszystkim tym, którzy zostali pogrzebani pod gruzami hali targowej. Do pomocy ruszyli również zwykli mieszkańcy miasta.

W pierwszych komentarzach władz dało się słyszeć jedno: autentyczny podziw dla tych wszystkich, którzy nieśli pomoc ofiarom tej tragedii. Minister Religa stwierdził, że na Śląsku zorganizowano odpowiedni system pomocy na wypadek takich sytuacji nie czekając na oficjalne dyrektywy z Warszawy, czy z Brukseli. Różni przedstawiciele rządu stwierdzali jedno: chcieli zobaczyć, w jaki sposób mogą pomóc, ale okazało się, że ich pomoc po prostu nie była potrzebna. Podobnie, jak nie była potrzebna pomoc ze strony innych państw, które taką pomoc zaoferowały. W takiej sytuacji przedstawiciele państwa zdecydowali się po prostu nie przeszkadzać w prowadzonej akcji ratowniczej. I chwała im za to.

Jednakże państwo nie mogło się tak zupełnie nie wtrącać... niestety. Pan prezydent już ogłosił, że na pomoc dla ofiar tragedii i ich rodzin przeznaczy 1 milion złotych z budżetu swojej Kancelarii. Marszałek Sejmu, pan poseł Marek Jurek, nie mógł być oczywiście gorszy, i oświadczył, że również z budżetu Kancelarii Sejmu zostanie przeznaczona taka sama kwota, na ten sam cel. Słyszałem również, że rząd rozważa przyznanie rent dzieciom ofiar tej strasznej tragedii.

Oto jest właśnie sposób, w jaki państwo "radzi" sobie z podobnymi tragediami. Lekką ręką przeznaczają ogromne sumy, na które żaden z przedstawicieli władz państwa nie musiał zarobić (każdy grosz został odebrany obywatelom tego państwa, czyli nam wszystkim!). W istocie, łatwo jest lekką ręką ofiarowywać ogromne kwoty, na które nie musiało się wcześniej zapracować.

Ofiarność zwykłych ludzi jest postawą godną uznania - wszak ludzie przeznaczają własne, ciężko zarobione pieniądze na rzecz innych ludzi, poszkodowanych przez los. Ale gest ze strony władz państwa to nie jest to samo i nie może być rozpatrywany w tych samych kategoriach. Łatwo jest przeznaczyć na pomoc dla ofiar tragedii nawet i milion złotych, który zresztą ściągnie się z pozostałych obywateli państwa. Znacznie trudniej byłoby sięgnąć do własnego portfela.

A to przecież nie wszystko, co "robi" dla nas w tej trudnej sytuacji państwo. Otóż właśnie się dowiedziałem, że władze państwa wydały zarządzenia dotyczące kontroli dachów różnego rodzaju budynków w miastach (np. hal targowych czy sportowych). Tyle tylko, że zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem budowlanym za bezpieczeństwo budynku odpowiada właściciel budynku, względnie wyznaczony przez niego administrator. Zaś każdy przedstawiciel stosownych służb ratowniczych (np. straży pożarnej) ma prawo upomnieć osobę odpowiedzialną za bezpieczeństwo takiego budynku, która zasady bezpieczeństwa (np. takie odśnieżanie dachu) ma w głębokim poważaniu. I to bez tego dodatkowego zarządzenia.

Całkiem niedawno w wiadomościach usłyszałem, że już w niedzielę rozpoczęło się odśnieżanie dachów w wielu miejscach w Polsce, było to również robione w poniedziałek (a zapewne będzie jeszcze trwało przez kilka kolejnych dni). Zaczęło się to oczywiście od tej straszliwej tragedii w Katowicach, lecz ludzie wzięli się do tego bez żadnego nakazu (czy też gróźb) ze strony państwa - takie przecież istniały już wcześniej. Po prostu wystraszyli się potencjalnych konsekwencji - w postaci zawalenia się dachu, a nie upomnień czy kar za niewykonanie poleceń władz państwa - i wzięli się do roboty.

Do czego więc jest potrzebne państwo, skoro nie dostarcza nam ono niczego, czego sami ludzie nie byliby w stanie sobie zapewnić bez jego pomocy? Ludzie potrafią sami zorganizować sobie pomoc w sytuacji zagrożenia, czego kolejny przykład dali ratownicy podczas tragedii, która miała miejsce w ostatnią sobotę w Katowicach. Ludzie potrafią sami zebrać pieniądze i przeznaczyć je na pomoc dla ofiar takich tragedii (bardzo szybko zostało uruchomionych kilka rachunków w bankach, na które każdy chętny mógł wpłacać dowolną kwotę; zebrano już chyba więcej, niż zaoferowało samo państwo). Kiedy czują się zagrożeni, potrafią się zmobilizować do pracy mającej na celu poprawę ich bezpieczeństwa, choć wcześniej wielu z nich całkowicie ignorowało podobne sygnały ze strony państwa (co znaczy tylko tyle, że państwo nie jest w stanie skutecznie dotrzeć do swych obywateli).

Pytam więc raz jeszcze: do czego jest nam potrzebne państwo, skoro przy takich tragediach jesteśmy w stanie dać sobie radę sami?